Z Piotrem Liroyem-Marcem spotykam się w warszawskiej restauracji „Oberża pod Czerwonym Wieprzem”. Przychodzi w towarzystwie Macieja Sagala, który odpowiada za stronę informatyczną przedsięwzięcia i rozwój na zagranicznych rynkach. Wyluzowani i uśmiechnięci, ale w ciągłym biegu – po spotkaniu ze mną jadą kręcić reklamę swoich produktów. A już następnego dnia lecą na targi waporyzacji do Dubaju.
FORBES: Wyszedł pan całkiem z polityki? Czy jeszcze rozważa powrót?
Piotr Liroy-Marzec, prezes LiRoyal: Na razie nie rozważam, bo wykonałem swój plan, którego najważniejszym punktem była legalizacja medycznej marihuany. Teraz chcę skupić się na biznesie i muzyce.
Nie żałuje pan tego okresu w swoim życiu?
Nie, to był świetny czas. Zrobiłem dużo dobrego. Mam nadzieję, że moja obecność w parlamencie będzie przykładem dla wielu młodych ludzi, że można wejść do polityki, robić rzeczy ważne, jednocześnie zachowując twarz.
Czy wizerunek kontrowersyjnego rapera nie przeszkadza w robieniu interesów?
Nie. Rap, którego jestem prekursorem w Polsce, to wielki biznes. To, że jestem osobą rozpoznawalną, ułatwia mi wiele spraw.
To powiedzmy sobie w jakich biznesach pan już próbował sił?
Sporo tego było, bo przez całe życie realizuję różne swoje pasje, pracując ciężko 16-18 godzin na dobę. Jako muzyk sprzedałem 1,5 mln płyt oficjalnie, dodatkowo ponad 10 milionów kopii pirackich. Od 1996 roku działam na rynku IT. Wydawałem płyty innych artystów, komponowałem muzykę do filmów. Od wielu lat jestem jednym z pionierów rynku konopnego.
Nie posłuchał się pan rady księgowego, który doradzał panu w kwestiach finansowych. I mówił: „Tylko nieruchomości! Liroy, tylko nieruchomości!”.
W nieruchomości też inwestowałem i to dość długo, bo nie lubię pieniędzy składować. Wolę je wydawać.
Jest pan zawodowym pokerzystą. Czy to pomaga w robieniu interesów?
Nie gram od jakiegoś czasu, ale zdecydowanie pomaga, bo to gra strategiczna, jak szachy. W pokerze gra się ludźmi i kartami. Swojego czasu szło mi na tyle dobrze, że duży szwedzki poker room, Betson, zaproponował, abym dla nich grał w dużych turniejach światowych. Zgodziłem się i z sukcesem współpracowaliśmy przez kilka lat.
To skąd pomysł na budowanie konopnego imperium?
Konopie są z nami w Polsce od wieków. Ja się na nich wychowałem, bo uprawiali je moi dziadkowie. Nie wszyscy wiedzą, ale Polska jeszcze przed II wojną światową i potem, aż do lat 70. XX w., była drugą potęgą na świecie jeśli chodzi o uprawę konopi. Instytut Włókien Naturalnych i Roślin Zielarskich otwierał w 1930 roku marszałek Piłsudski. Przed wojną w aptekach był olej konopny na bóle menstruacyjne. Te rośliny mają wszechstronne zastosowanie – dziś żaden samochód nie wyjedzie z fabryki bez elementów z konopi. W 1941 roku Henry Ford zrobił samochód, który miał karoserię z włókien konopnych. Pierwsze jeansy Levisa były z konopi, ale okazały się nie do zdarcia i producent wolał bawełnę, bo mógł więcej zarobić. Dziś prawie każda gałąź gospodarki ma lub rozwija nowe technologie związane z konopiami.
W LiRoyal też mamy ambicje, aby rozwijać branżę konopną. Dlatego inwestujemy w laboratoria. Nasze ekstrakcje przeprowadzamy w jednym z najlepszych zakładów w Europie. Lada moment startujemy z dużym projektem HubBurger.com, który połączy światową branżę konopną, ponieważ będzie nie tylko marketplace`em, a w zasadzie kompletnym ekosystemem sprzedażowym, w połączeniu z telewizją i kanałami reklamy. To będzie własne i kompleksowe środowisko handlowo-edukacyjne oparte na autorskim oprogramowaniu z naszej spółki KingAPP®.
Liroy buduje w branży konopnej, m.in. z Maciejem Sagalem, firmę LiRoyal z globalnymi ambicjami
Fot.: LiRoyal
Brzmi imponująco, tylko czy na pewno się uda? Przedstawiciel firmy HempKing w rozmowie z „Forbesem” skarżył się, że cały czas branża konopna w Polsce jest mocno prześladowana – wciąż są kontrole nieufnych urzędników i policji. Jak w tej rzeczywistości funkcjonować?
Przepisy, a szczególnie ich interpretacja przez urzędy, może wiele osób zniechęcić już na samym starcie. Mnie zniechęcić jest bardzo trudno, zwłaszcza że siedzę w tym zawodowo od 30 lat i wiem o branży prawie wszystko. Musimy jednak jakoś w tym funkcjonować, bo jak się ma ambitne plany, to zawsze jest dużo przeszkód po drodze. Jest jeszcze bardzo dużo do zrobienia, zarówno jeżeli chodzi o edukację, jak i o same regulacje. Cały czas uczestniczymy też w akcjach edukacyjnych dla rolników, którzy chcieliby przejść na uprawę konopi, bo uprawa tytoniu przestaje być rentowna. W związku z moją ustawą o medycznej marihuanie szkolimy lekarzy, przez co zdarza mi się jeździć na sympozja i rozmawiać o tym, co medycy mogą, a czego nie.
W Polsce marihuana medyczna nadal jest problemem?
Nie tyle sama medyczna marihuana, co niewystarczająca edukacja w tym temacie kadry medycznej oraz urzędników. I błędna interpretacja przepisów. W Polsce wciąż wielu lekarzy myśli, że to szarlataństwo, zwykły narkotyk, który nikomu nie pomaga. W Niemczech jest pod tym względem zupełnie inaczej – medycyna współpracuje z rynkiem konopnym.
Czy dlatego planujecie ekspansję w Niemczech?
Planujemy ekspansję na cały rynek europejski. Niemcy to jednak trzy czwarte rynku konopnego Europy.
To pomówmy o waszej zbiórce na platformie crowdfundingowej. Czy do jej zrobienia zachęcił pana sukces innego byłego polityka i biznesmena, Janusza Palikota?
Crowdfunding to świetna forma marketingu i tylko w ten sposób do tego podeszliśmy: to trzy miesiące, w czasie których możemy się ludziom przedstawić. Januszowi kibicuję i życzę samych sukcesów.
Ile ostatecznie zebraliście?
Ponad 3,5 mln zł od ponad 700 osób.
Liczyliście jednak na więcej – 4,5 mln zł. Nie udało się. Dlaczego?
Wie pani jak się takie akcje crowdfundingowe robi? Najwięksi inwestorzy dobę wcześniej mają specjalną ścieżkę, w ramach której mogą wykupić wszystkie te akcje. To oni biorą średnio 3,5-4 mln zł, reszta zostaje dla mniejszych inwestorów. Tak początkowo mieliśmy robić, wiedzieliśmy, że zainwestuje w nas January Ciszewski. Jednak dobę wcześniej doszliśmy do wniosku, że w sumie nie o to nam chodziło. Tym sposobem uzyskaliśmy 3,5 mln zł od drobnych inwestorów w sezonie wakacyjnym, nie wydając na reklamę prawie grosza. To jest niewątpliwy sukces. Przy okazji poznaliśmy świetnych ludzi, którzy mają pomysły i chcą być aktywni. Trójka z nich kupiła akcje za ponad 100 tys. zł i zamierza budować sieć dystrybucji naszych produktów w Anglii.
January Ciszewski faktycznie od początku deklarował, że zainwestuje w wasz biznes. Zrobił to?
Tak, January zainwestował w naszą spółkę prawie 600 tys. zł i deklaruje dalsze inwestycje i współpracę, również przy projekcie HubBurger.com.
Macie ambitne plany: szeroka gama produktów, sprzedaż online, sklep stacjonarny, eksport – co z tego już działa?
Sklep internetowy już jest, stacjonarny otworzymy niedługo w Warszawie. Mamy również umowę na sprzedaż produktów w 14 tys. punktów sprzedaży. Nasze pierwsze zaopatrzenie to 50 tys. olejków różnego rodzaju i 50 tys. kadzidełek. Jednym z naszych unikatowych produktów jest olejek z fitokannabinoidami, w tym z CBD, oraz szeroką gamą witamin. Nie ma drugiego takiego produktu na świecie.
Jakie macie plany na ten i przyszły rok?
Chcemy do końca 2021 r. mieć przynajmniej 4 mln zł przychodów, a w 2022 r. co najmniej 40-50 mln zł z rynku polskiego, plus to co nam wejdzie z rynków zagranicznych. To realistyczne plany, najniższe w zasadzie oczekiwania, co do których mamy pewność. Cały czas podpisujemy też umowy na zamówienia od różnych zagranicznych firm. Docelowo produkty, które wytwarzamy, będą konkurować z najlepszymi produktami światowymi. Naszą misją jest promowanie zdrowego trybu życia opartego o suplementację produktami konopnymi.